środa, 29 lutego 2012

"Kreska i Kropek" Jarosław Mikołajewski

"Był sobie raz Kropek. Nazywał się Kropek, ponieważ był chłopcem. Kropek dowiedział się, że jest Kropkiem, nie Kropką, w chwili, gdy spotkał Kreskę. Trudno powiedzieć, co powiedziało mu, że jest chłopcem, lecz gdy zobaczył Kreskę... poczuł się inaczej, niż kiedy się bawił z Dwukropkiem... Wielokropkiem... Przecinkiem... Myślnikiem... Średnikiem."

Przedziwne, prawda? I w tym zdziwieniu (które otula i nie opuszcza nawet po zamknięciu książki) tkwi moc Kreski i Kropka. Kto by przypuszczał! Kto podejrzewał nudną interpunkcję o wariackie harce i wymyślne igraszki! Spokojnie, historia to urocza, w żadnym razie gorsząca. Bliższa przyjaźni niż... No właśnie. Tu kolejny majstersztyk - niejednoznaczność i pełna dowolność interpretacji. A ilustracje? Obejrzyjcie, to czary. 

Przyznam, że Kreska i Kropek uwiodła mnie, omotała. Mojego syna mniej, ale tym lepiej. Jest moja. Moja!


Wydawnictwo Austeria, 2010

sobota, 25 lutego 2012

"Zarafa" Adam Jaromir, Paweł Pawlak

Pamiętacie moje zachwyty nad Słoniątkiem? Panie i Panowie (fanfary), Zarafa jest równie genialna! Choć skrajnie inna. Gadatliwa, pewna siebie, asertywna. Pełna nieokrzesanej energii. Sam autor mianuje ją kontapunktem/antidotum dla zagubionego Słoniątka. I nadaje misję: sprawić by depresyjny, snujący się w starym, znoszonym szlafroku król znów zaczął się uśmiechać. Odzyskał napęd. Na przekór ciążącej mu izolacji, smętnemu dworowi czy autorytarnej i nieskąpiącej epitetów Zarafie księżnej. Całkiem przez przypadek, ot tak, mimochodem ziszczą się żyrafie marzenia. A o czym marzy Zarafa? Sprawdźcie, cudne to marzenia.

Nie bez powodu Zarafę wyróżniono w kategorii literackiej konkursu Książka Roku 2011. Choć dla mnie prym dzierżą tu ilustracje Pawła Pawlaka (do podejrzenia w tym miejscu). Wytworne, pierwszoplanowe. Trafiony jest również format, iście żyrafi. Nieco słabiej rzecz ma się z opracowaniem graficznym: zmienna (w rozmiarze, pogrubieniu, kursywie) czcionka, która - jak mniemam - miała ułatwić zadanie czytającemu, w efekcie nadmiernie go męczy. Ale nic to. Przecież imię Zarafa w języku arabskim znaczy "pełna wdzięku". I wciąż, taka to książka. 


Wydawnictwo Muchomor, 2010

środa, 15 lutego 2012

"Mój ukochany" Beatrice Alemagna

Króciusieńka. Na jeden haust. Ale wciąż perełka. Przede wszystkim ze względu na osobliwe ilustracje "spod igły". W Ukochanym Beatrice Alemagna, jak wytrawna krawcowa łączy skrawki przeróżnych tkanin (od szorstkiego lnu, po eteryczną koronkę), nitki, filc, agrafki, guziki, cekiny, by stworzyć tytułowego dziwoląga. Ni to pies, ni świnia. Ani szczur, ani lew. Wytykany, mylony, ciut zmęczony brakiem tożsamości. W pewnym momencie na swojej drodze spotka równie cudacznego królika. A ten, w przeciwieństwie do wszystkich nie pyta, nie drąży, nie dziwi się. Nie podśmiewa.

- Cześć, uwielbiam twoją grubą sierść.
- Ale nie chcesz wiedzieć kim jestem?
                                                          - Jesteś moim ukochanym.

Ładne, prawda? I jakie niewspółczesne. Niemodne. Patrzeć sercem. Kochać intuicyjnie. Jakie dziecięce!


Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2006

poniedziałek, 13 lutego 2012

"Gęś, śmierć i tulipan" Wolf Erlbruch

"Już od dłuższego czasu gęś coś przeczuwała.
- Kim jesteś i dlaczego się za mną skradasz?
- Miło, że mnie wreszcie zauważyłaś - powiedziała śmierć. - Jestem śmierć." 

                 

Kolejna wielka książka o wielkich rzeczach. Jakże inna od Esbena. Nie ma tu miejsca na raptowną, dezorientującą śmierć. Na rozpaczliwe dlaczego

Gęś odchodzi stopniowo. Krok po kroczku. Z duża godnością. I w przejmującym milczeniu. Roztropnie oswajana ze śmiercią i przez śmierć. A śmierć? Jaka jest? Wprawdzie nie najpiękniejsza, choć bardzo przyjazna. I bardzo samotna. Po odejściu gęsi czule wygładza jej nastroszone piórka, ostrożnie niesie nad wodę, a na piersi układa czarno-czerwony tulipan. Ten chowany za plecami od pierwszego spotkania. Potem długo spogląda za gęsią niesioną przez spokojny prąd rzeki, a gdy traci ją z oczu, prawie robi się jej smutno. 

Gęś to szelest kartek przewracanych w skupieniu. To pokłon szacunku ku dziecku i jego mądrości. 


Wydawnictwo Hokus-Pokus, 2008

wtorek, 7 lutego 2012

"Dawno temu w Mamoko" Aleksandra i Daniel Mizielińscy

Po sukcesie Miasteczka Mamoko (uparcie poprawianego przez mój komputer na Maroko) węszymy w jego średniowiecznej odsłonie. Przeczesujemy historyczną wioskę, wędrujemy brukowanymi uliczkami, śmiało zerkamy do zakamarków podzamcza, kluczymy po pałacu, by wkroczyć do wytwornej sali balowej. Z równym zapałem i częstotliwością.

Fabuła to gęsta i pokaźna, choć opowiedziana jedynie siedmioma rozkładówkami. A na nich ilustrowane reality show w wersji retro. Są więc rycerze (Kichot z Bananic, Zofia val Kiria), księżniczki (Jadwiga Futerko), poddani (m.in. Hasa syn Hassana) i nadworni grajkowie (Dobrosław Wyjec). Jest wróżka (Basia Kociołek), czarnoksiężnik (Baltazar Kozak), a nawet smok - jak na smoka przystało - porywający króla (Władysława III). Bajecznie! Takie rzeczy tylko u Mizielińskich.

Ach! By zadurzyć się w Dawno temu... nie trzeba znać Miasteczka Mamoko. To dwie niezależne pozycje. W sam raz na mrozy. Na wylegiwanie się pod wełnianym kocem z kubkami gorącego kakao. I niestety: w sam raz na chorowanie.


Wydawnictwo Dwie Siostry, 2011