piątek, 9 marca 2012

"Cukierek dla dziadka Tadka" Ivona Březinova

"Wszystko zaczęło się do tego, że dziadzia Tadzia przyprowadziła do domu policja. Janek był wtedy jeszcze całkiem mały, ale przypatrywał się bardzo uważnie, by nic mu nie umknęło. Nie rozumiał tylko, dlaczego żaden z policjantów nie mierzy do dziadka z pistoletu. I nawet mu kajdanek na ręce nie założyli. Jaś był rozczarowany. W telewizji widział lepszych policjantów." 

Dziadek (a właściwie pradziadek) Tadek nie popełnił żadnego wykroczenia. Po prostu zapomniał jak trafić do domu.  I tak, niepostrzeżenie do domu Janka wkrada się choroba Alzheimera. Po cichutku, na paluszkach. Dobrodusznie nazywana sklerozą, wyrazem nieuchronnej starości czy ot dziwactwem siwiutkiego staruszka. Wkrótce wychodzi z ukrycia i rozgaszcza się na dobre. I na złe. Na śmiesznie (jak wtedy gdy dziadzio Tadzio zapomina, że zupy nie je się widelcem) i strasznie (gdy nie może sobie przypomnieć jak zahamować rozpędzony samochód). Nierzadko przynosi rodzinie wstyd, rodzi kolejne kryzysy, ale nade wszystko - wyzwala niewyczerpalne pokłady wyrozumiałości i miłości. Zbliża. 

Bardzo dobra to książka. Wbrew pozorom i terapeutycznej mocy - nie tylko do chwycenia w razie nagłej potrzeby. To po prostu świetnie napisana (i  przetłumaczona!) proza. Zamiast moralizować - odsłania codzienne perypetie związane z postępująca chorobą. Zamiast straszyć - emanuje ciepłem, zaraża prostolinijnością. A wszystko z perspektywy pięcioletniego Janka, przyszłego wynalazcy leku na Alzheimera.


Wydawnictwo STENTOR, 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz